wtorek, 28 sierpnia 2018

Najpierw spodobała mi się okładka ... czyli "Kirke" Madeline Miller


Od razu muszę się przyznać, że chciałam mieć tę książkę ze względu na cudowną okładkę. Ale przecież naprawdę ważne jest to co w środku. I kiedy już wzięłam ją do ręki pojawiło się pytanie - a co jeśli treść nie sprosta wyzwaniu pięknej oprawy? Zaczęłam czytać ... i z każdą stroną podobała mi się bardziej. 

"Kirke" to historia o silnej kobiecie. Tytułowa bohaterka to córka boga Heliosa i nimfy Perseidy, uważana przez innych za niezbyt ładną, niezbyt mądrą, zawsze pozostająca w cieniu, wyśmiewana i raniona. Ale to tylko pozory. Kirke bacznie obserwuje otoczenie, uczy się, podejmuje samodzielne decyzje i kreuje wydarzenia, w wyniku których bogowie z lęku przed nią skazują ją na wieczne wygnanie na wyspę Ajaję. Tam tworzy własny świat, w którym jest miejsce na magię, miłość, macierzyństwo i mądrość dojrzałej kobiety.

W książce znajduje się mnóstwo odniesień do mitów i eposów greckich, ale poznajemy je tak jak widzi je Kirke, czasami bardzo współcześnie. No bo przecież czytając Iliadę czy Odyseję nie zwróciłam wcześniej uwagi, że Odys po powrocie do Itaki cierpiał na syndrom stresu pourazowego jak wielu byłych żołnierzy.
Wiem, że nie wszystkim się ta książka podobała, ale dla mnie to w tym roku jak na razie zdecydowanie numer jeden. Polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz